Wiele badań potwierdziło, że jakość życia i poczucie szczęścia jest uzależniona w głównym stopniu od ilości i jakości naszych kontaktów z innymi ludźmi. Mają one też bardzo duże znaczenie dla naszego zdrowia i jakości naszego życia. Okazuje się , że regularne kontakty z innymi ludźmi mają większy wpływ na długość naszego życia niż regularne uprawianie sportu. Jednym z miejsc , gdzie notuje się największą średnią długość życia jest Korsyka. Niektórzy sugerują , że jest to skutek zawartości rosweratrolu w winie, chętnie spożywanym przez korsykańczyków. Jednak być może większy wpływ ma to, że spożywa się go wraz z innymi. A ponieważ korsykańczycy są społecznością bardzo wspólnotową, to często towarzystwo do przyjmowania rosveratrolu jest spore i dzieje się to znacznie częściej niż raz w miesiącu.
Struktura kontaktów zapewniającą poczucie szczęścia oraz stabilność emocjonalną jest strukturą przypominająca drzewo. Idąc od pnia, czyli kontaktów najsilniejeszych, najważniejszych, czyli rodzina, przez członków dalszej rodziny, przyjaciół, czyli więzi już nie tak silnych , ale za to liczniejszych, przez całkiem drobne gałązki i listki, czyli znajomych, ludzi spotykanych w pracy, dalszych sąsiadów, luźnie rozmowy w sklepie itd….
Wiadomo, że aby drzewo mogło żyć potrzebuje wszystkich elementów.
Także trzeba zadbać o nasze kontakty z innymi!
Z najbliższą rodziną, kuzynami, przyjaciółmi, sąsiadami, znajomymi itd.
Tylko wtedy zawsze pojawia się pytanie : „BARDZO CHĘTNIE , TYLKO KIEDY?
Nie możemy sobie pozwolić na luksus spotkań z innymi np. w każdą sobotę i niedzielę (a to i tak za mało!) . Przecież trzeba: ogarnąć dom, w tygodniu zawieźć dzieci do szkoły, na basen, angielski , judo lub inne bardziej lub mniej potrzebne w rozwoju dziecka wydarzenia, ew. raz w miesiącu do koleżanki a potem je odebrać za 3 godz., wziąć dodatkową pracę, zrobić obiad, zrobić zakupy, kupić ciuchy dla dziecka, bo znowu wyrosło, zmienić opony w samochodzie i do tego jeszcze naprawić zepsutą zmywarkę… I trzeba przecież jeszcze wygospodarować trochę czasu, żeby spędzić czas z dzieckiem, tzn. się z nim pobawić, najlepiej w jakieś gry edukacyjne.
Także ok , fajnie to brzmi z tymi znajomymi, ale to jest nierealne. Maksymalnie raz w miesiącu. A dzieci przecież spotykają się z innymi w szkole albo w przedszkolu a my jakoś damy radę…
I tutaj pojawia się podstawowy problem. Możliwość naszych kontaktów z innymi widzimy dopiero wtedy gdy uporamy się z codziennością. A jak wiadomo ogarnianie rodzinno-domowej rzeczywistości wychodzi różnie ( np. nam dość kiepsko). Ale nie tracimy nadziei – jak się wreszcie lepiej zorganizujemy, albo już nie będziemy musieli brać dodatkowej pracy, albo… to wtedy…
I lata mijają…
Z mojej obserwacji wynika, że ten moment u wielu ludzi nie następuje lub następuje w momencie, kiedy dzieci przestają mieć czas dla rodziców.
Są też ludzie , którzy sobie jednak z tym radzą. Czyli mają ogarnięte sprawy domowo-rodzinne, nie muszą brać dodatkowej pracy, wyjeżdżają częściej niż raz w roku na jakąś wycieczkę lub kilkudniowy wyjazd, spotykają się regularnie ze znajomymi i nie czują się przytłoczeni sprawami dnia codziennego. Także jeżeli jesteś w tej grupie, to dalej możesz nie czytać.
A teraz wróćmy do naszej rzeczywistości
Trzeba zmienić pomysł. Nie da się naszych relacji z innymi zostawić na PO ogarnięciu naszych codziennych spraw. Ale nie da się również zrobić tego ZAMIAST. Trzeba to zrobić W TRAKCIE! Oraz trzeba sprawić , aby tych codziennych zadań było mniej. Jak to zrobić? Trzeba się nimi podzielić. Razem zawsze raźniej i łatwiej pewne rzeczy się robi. Odwożenie dzieci do szkoły, robienie zakupów, koszenie trawnika, a nawet gotowanie można zrobić z kimś na zmianę. Tylko nawet jeżeli znaleźlibyśmy chętnych do współpracy, to mieszkając na dwóch końcach miasta jest to niemożliwe. Nawet jeżeli mieszkalibyśmy w sąsiednich dzielnicach, to tylko niektóre wspólne działania są realne. Ale już na pewno nie wspólne wypicie lampki wina wieczorem po pracy, kiedy nikt już nie ma siły i ochoty aby gdziekolwiek wychodzić.
Przedstawię rozwiąznie, które odpowiada na przedstawiony wyżej problem. To
COHOUSING.
I aby opisać w skrócie jak to działą , najlepiej będzie przedstawić przykłady:
Nevada City Cohousing
Społeczność składa się z ok . 90 osób w wieku od 1 do 87 lat, zamieszkujących 34 domy zlokalizowanych na obszarze ok 5 ha. Jak na założenia Cohousingu jest to duża społeczność.
Poza domami indywidualnymi, sercem całego założenia jest Budynek Wspólny. Znajdują się tam m.in. duża jadalnia , w której mogą zmieścić się wszyscy mieszkańcy.
We wspólnym domu codziennie jest przygotowywany posiłek dla chętnych. Odbywa się to 6 razy w tygodniu. Z reguły uczestniczy w nim od 30 do 50 % mieszkańców. Mieszkańcy tworzą 3 osobowe zespoły przygotowujące posiłki rotacyjnie. Każdy dorosły przygotowuje posiłek dla innych raz na pięć tygodni. A w pozostałe dni może (nie musi) po prostu przyjść z rodziną na obiad i mieć przyjemność ze wspólnego posiłku. A jest to nie tylko wygoda, ale również przyjemność spotkań.
Dla wielu osób przerażająca może być perspektywa gotowania dla 40 osób w dwie lub trzy osoby. Jednak okazuje się , że w profesjonalnie wyposażonej kuchni nie jest to dużo bardziej
skomplikowane niż gotowanie dla 4-6 osób w domu.
A to niejedyna korzyść. We wspólnym domu poza jadalnią i profesjonalnie wyposażoną kuchnią, znajdują się również pokoje gościnne, pokój dziecięcy, pokój dla nastolatków, lounge room, pralnia. Poza tym na wspólnym terenie znajduje się basen, sauna, narzędziownia i duży warsztat. Współdzielenie zasobów daje możliwość korzystania z wielu rzeczy i udogodnień przy mniejszych kosztach przypadających na rodzinę lub które w ogóle byłyby poza naszym zasięgiem ze względu na wysokie koszty, brak miejsca lub brak czasu. W jednym z Cohousingów w Danii jest jedna kosiarka na ok 40 domów (nie wiem jak oni to robią, ale jak widać da się! )
Wspólne posiłki i rozmowy w tym czasie owocują także tym , że mieszkańcy zaczynają sobie pożyczać np. sprzęt narciarski, turystyczny, pojawia się carpooling,
Parking znajduje się na obrzeżach terenu, koło domu wspólnego. Prowadzą od niego ścieżki piesze, które automatycznie stają się terenem spotkań. Dzięki wyeliminowaniu samochodów z wnętrza osiedla, cały teren stał się obszarem przyjaznym i bezpiecznym dla dzieci. Usytuowanie parkingu w pewnej odległosci od domu ma jeszcze jeden pozytywny aspekt. Idąc z parkingu, przechodzi się koło domu wspólnego, w którym prawie zawsze coś się dzieje.
Często więc, przy okazji, zaglądamy tam choćby na chwilę.

Bardzo spodobała mi się wypowiedź jednego z mieszkańców innego Cohausingu – w Trudeslund w Danii:
„Wiem, że żyję w społeczności, ponieważ w piątek wieczorem dojście z samochodu do drzwi mojego domu zabiera mi 45min i 2 piwa.”
Jerngarden Cohousing
W latach 70-tych dzielnica w centrum miasta Åarhus oferowała mało przyjazne warunki do mieszkania. Wymagające remontu XIX wieczne budynki, wąskie ulice, nieustanne korki spowodowane gwałtownym rozwojem motoryzacji Kto tylko mógł przenosił się do powstających dzielnic podmiejskich. Wtedy zebrała się grupa mieszkańców, próbujących choć trochę zmienić fatalne warunki codziennego życia. Pojawiła się inicjatywa kupna dużego wspólnego domu na wsi – „miejsca do ucieczki od hałasu i … miasta” I wtedy pojawiło się pytanie: „Ale dlaczego chcemy zadowolić się poprawą naszego weekendowego życia? Nasze codzienne życie powinno ulec poprawie!”
I to był punkt początkowy myślenia o powstaniu Cohousingu w Åarhus
Grupa, głównie młode rodziny, początkowo nie miała innych celów niż stworzenie lepszego miejsca do życia […]. Starsi sąsiedzi, początkowo byli sceptyczni wobec grupy młodych ludzi i ich „kolektywnych” idei. Ale proces powstawania przyciągał ich uwagę. W trakcie powstawania i działania społeczności przekonali się do pomysłu i ostatecznie grupa cohausingowa stała się centrum życia społeczności całej dzielnicy.
Przestrzeń zupełnie inna niż Nevada City Cohousing. Znajduje się w zamkniętym kwartale w centrum miasta. Zabudowa jest zwarta i nie ma tutuaj miejsca na długie ścieżki spacerowe, duży
basen i las w obrębie działki. Za to nie ma potrzeby sytuowania parkingu na terenie działki i też nie każde wyjście do miasta musi się łączyć z korzystaniem z samochodu. Pomimo tego , że od strony ulicy zabudowa wygląda identycznie jak wielu kwartałów obok, to „wejście dzisiaj do Jerngarden jest jak wejście do raju pośrodku miasta. Urzekające domy, współdzielące wewnętrzny dziedziniec w formie parku.”
Najważniejsze elementy są takie same: Społeczność, wzajemne zaufanie, wzajemna pomoc , poczucie przynależności, współdzielenie obowiązków, towarzystwo dla dzieci , oparcie dla siebie nawzajem, wspólne projekty, wspólne posiłki.
Życie w bardziej zrównoważony sposób.
Te dwa przykłady , bardzo różne od siebie, realizują to samo założenie: tworzą współczesną wioskę – w znaczeniu wspólnoty, w której człowiek ma odpowiednie warunki do zdrowego życia, zarówno pod kątem fizycznym jak i psychicznym. Zapewnia miejsce, które pozwala rosnąć całemu drzewu naszego życia – od korzeni aż po drobne listki.
arch. Jakub Klich
p.s. polecam też kilka krótkich filmów, które warto obejrzeć:
1. How cohousing can make us happier (and live longer) | Grace Kim
2. Cohousing communities help prevent social isolation
3. COHOUSING FAMILIES: Raising children in community




